A więc o to mu chodziło.
Uff, poczułem wyraźną ulgę. Przynajmniej przez chwilę. Nie chciałbym, żeby wyczytał ze mnie zbyt wiele. Nie wszystko musi wiedzieć.
A przecież to najgorsze, on potrafi czytać mnie jak otwartą księgę. Jego moc, jego dotyk, coś w jego obecności… miesza w moim umyśle, sięga zbyt głęboko, wyciąga z zakamarków świadomości to, co powinno tam pozostać ukryte, zapomniane, zamknięte na cztery spusty.
Boję się. Boję się, że zrobię coś głupiego. Że powiem coś nie tak. Że pod wpływem emocji, które on bez mojej zgody wyciągnie na powierzchnię, sam się zdradzę.
Mam nadzieję, że tego nie zrobi. Chociaż… patrząc na to, jak zręcznie manipuluje moim nastrojem, wiem, że jest w stanie więcej, niż potrafię sobie wyobrazić.
- W dobrym towarzystwie wszystko przychodzi jakoś łatwiej - Rzuciłem, starając się brzmieć lekko.
Na twarzy pojawił mi się uśmiech, ten uśmiech, mój znak rozpoznawczy. Szeroki, szczery, trochę głupi, ale zawsze działał. Zawsze rozbrajał ludzi. Rozweselał.
Uśmiech, który niejedną osobę wyciągnął z ponurego nastroju, a mnie samemu często służył jako maska.
Nie wiedział jednak a może właśnie wiedział, że za tym uśmiechem kryje się coś więcej. Coś, czego lepiej nie pokazywać.
Nie dziś. Nie jemu.
Spojrzał na mnie uważnie, przechylając lekko głowę. Jego spojrzenie było... zbyt przenikliwe. Zbyt spokojne.
Jakby analizował każdy mój gest, każdy tik, każde nieświadome drgnięcie kącika ust. Jakby czytał mnie nie tylko z twarzy, ale z myśli.
- Dobrze się maskujesz - Powiedział cicho, niemal łagodnie, ale w jego głosie wyczułem coś jeszcze.
Zaintrygowanie? Rozbawienie?
Czy to była przestroga?
Zacisnąłem dłonie na kolanach, by nie zdradzić nerwowości.
Nie mógł tego zobaczyć. Nie mógł wiedzieć, że jego obecność rozrywa mnie od środka.
- Tylko się uśmiecham - Odparłem, wzruszając ramionami. - Nie ma w tym nic złego, prawda? - Nie odpowiedział od razu. Zamiast tego przesunął się bliżej bliżej. Zbyt blisko. Czułem jego obecność fizycznie, jak napięcie w powietrzu tuż przed burzą.
Jego dłoń zawisła na moment obok mojej twarzy, ale jej nie dotknął. Palce zatrzymały się w powietrzu, ledwie centymetry ode mnie, a mimo to miałem wrażenie, jakby przenikały mi do środka.
- Czasem uśmiech to najpiękniejsze kłamstwo - Powiedział. - A czasem to błaganie o ratunek. - Zamarłem.
Czy to była gra? Próba zastraszenia? A może... próba zrozumienia?
Chciałem coś odpowiedzieć, odciąć się żartem, odbić piłeczkę. Ale w gardle zaschło mi na tyle, że nie wydobyłem z siebie ani słowa.
Wtedy uśmiechnął się on.
Powoli. Znacząco.
Uśmiech człowieka, który wie więcej, niż powinien.
I właśnie wtedy zrozumiałem, że ta rozmowa dopiero się zaczęła.
Westchnąłem cicho, odsuwając się od niego nieznacznie. Zaczynałem czuć się coraz bardziej niekomfortowo, nie tak, jak chciałbym się czuć. Nie przy nim.
Był za blisko. Zbyt obecny. Zbyt... świadomy.
- Chyba zdecydowanie za bardzo w tym wszystkim szukasz jakiejś ukrytej manipulacji - Powiedziałem, starając się, by mój głos brzmiał neutralnie. - To tylko uśmiech. Uśmiech relaksuje, odpręża, sprawia, że czuję się choć trochę lepiej. - Zatrzymałem wzrok na jego oczach, nie chcąc dać mu przewagi, choć w środku aż buzowało. - A dzięki temu, że dałeś mi choć odrobinę spokoju, tej jednej, cholernie potrzebnej chwili wytchnienia, mogę teraz uśmiechać się jeszcze szerzej. Póki znów ktoś nie spróbuje wrobić mnie z jakiegoś powodu w morderstwo. - To ostatnie wypowiedziałem z nutą ironii, ale też z cieniem goryczy.
<Paniczu? C:>