Musiałem się chwilę zastanowić, zanim udzieliłem mu jakiejkolwiek odpowiedzi, bo tak naprawdę nie miałem pojęcia, czy ktoś taki tutaj był.
- Oczywiście, możemy sprawdzić. Możemy poszukać - Powiedziałem w końcu. A może akurat znajdziemy kogoś, kto pomoże nam odkryć, kim tak naprawdę jest mój przyjaciel.
- Nie mam pojęcia. Wiem natomiast jedno, niczego nie stracimy, jeśli spróbujemy. - Wyznałem, opierając się o jego ramię. - W końcu uda nam się znaleźć kogoś, kto będzie w stanie odpowiedzieć na to jedno, nurtujące cię pytanie - Dodałem, wpatrując się w spokojnie płynący strumień rzeki. Cisza, jaka nas otaczała, sprawiała wrażenie, jakby świat na chwilę się zatrzymał.
- Masz w sobie tyle wiary… a jednocześnie tak bardzo nie wierzysz w siebie. Jak to możliwe? - Zapytał cicho, bawiąc się moimi włosami. Stawały się dłuższe z każdym dniem, ale nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie, jego gesty były kojące, wręcz przyjemne. Gdyby tylko robił to częściej...
- Powiedzmy, że nie jesteś wcale lepszy - Odpowiedziałem z lekkim uśmiechem. - A to oznacza, że uczę się wszystkiego od ciebie.
Zaskoczenie na jego twarzy szybko ustąpiło miejsca lekkiemu zawstydzeniu. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi, ale powiedziałem prawdę.
Obserwowałem go. Uczyłem się, jak funkcjonować w tym zakręconym świecie, patrząc na to, jak on sobie z nim radził. Sam pewnie bym nie dał rady.
Sorey milczał przez dłuższą chwilę, najwyraźniej analizując wypowiedziane przeze mnie słowa. Czyżby wcześniej tego nie dostrzegł? Czy dopiero teraz dotarło do niego, jak wielki wpływ ma na moje postrzeganie świata?
Każde jego zachowanie, każda, nawet najdrobniejsza reakcja, pozwalały mi zrozumieć rzeczywistość odrobinę lepiej. Był jeszcze bardzo młody, tak samo jak ja, ale w jego oczach świat wyglądał zupełnie inaczej. Odbierał go z jakąś niezwykłą wrażliwością, jakby potrafił dostrzec rzeczy, które mnie całe życie kazano ignorować.
Zawsze uczono mnie, by nie okazywać uczuć. Powtarzano, że emocje są oznaką słabości, że trzeba je trzymać na wodzy. A on? On robił to z taką naturalnością, z taką lekkością… jakby zupełnie nie znał strachu przed byciem sobą.
I właśnie to było najbardziej zagadkowe, jak powinienem się zachować, skoro moje emocje uznawano za błąd, a jego, mimo że często były podobne przechodziły bez echa, jakby były zupełnie normalne. Czy to ja byłem nie taki? A może świat po prostu był inny, niż mi wpojono?
- Miki... ja cię bardzo przepraszam - Powiedział cicho, niemal szeptem. - Nigdy tak na to nie patrzyłem. Nie miałem pojęcia, że obserwujesz mnie w ten sposób… że uczysz się ode mnie. A jeśli tak… to znaczy, że wybrałeś sobie chyba najbardziej beznadziejnego nauczyciela, jakiego mogłeś znaleźć - Dodał z zakłopotaniem, opuszczając wzrok. Peszył się, gdy nasze spojrzenia się spotkały.
- Nie uważam, żeby było aż tak źle - Odpowiedziałem spokojnie, uśmiechając się do niego. - Jesteś dobrym człowiekiem, Sorey. Dzięki tobie jestem wolny. Dziadek już mnie nie skrzywdzi… i to twoja zasługa. Dlatego cieszę się, że to właśnie ty jesteś tu obok mnie. Nieważne, kim jesteś i ile potrafisz - Przyznałem szczerze, unosząc się z ziemi. Chciałem skorzystać z chłodnej wody. Potrzebowałem chwili wytchnienia.
On może i nie potrzebował tego samego, co ja, może nie szukał ulgi w takich prostych rzeczach. Ale ja... ja z chęcią skorzystam z rzeki. Jej chłód regenerował mnie bardziej niż jakakolwiek kąpiel w starej, zardzewiałej wannie.
<Sorey? C:>