Od Mikleo CD Soreya

poniedziałek, 28 lipca 2025

|
Tak też sądziłem, wszystko wydaje się lepsze od suchego chleba i jagód, nawet makaron ze szpinakiem. Co prawda wciąż nie rozumiem, co znaczy „neutralne nastawienie do danego posiłku”, ale wiem jedno: nie pomyliłem się. On był głodny. Zjadł wszystko i w końcu mógł odetchnąć. Czułem, że tego potrzebował, i dobrze zrobiłem, że sam mu go przyniosłem. W innym wypadku chodziłby głodny i nawet by mi o tym nie powiedział.
- Widzisz, jak dobrze, że masz mnie? Przynajmniej nie chodzisz głodny - Rzuciłem z uśmiechem, zabierając jego talerz z zamiarem zaniesienia go do kuchni i podziękowania za posiłek.
- Zostaw, ja zaniosę. Ty już dużo dla mnie zrobiłeś - Odezwał się, przejmując ode mnie talerz i kierując się w stronę drzwi. - A może chcesz wyjść na spacer? - Zaproponował, czym bardzo mnie zaskoczył. Przecież dopiero co nie chciał wychodzić. Co się nagle zmieniło? Czyżby się nudził? Wygląda na to, że tak.
- Spacer? Żebyśmy za chwilę znów wrócili? - Zapytałem, przyglądając mu się uważnie. Nie chciałem znów powtarzać tego samego.
Mój przyjaciel zaczerwienił się i odwrócił głowę w bok, nadąsany.
- Jeśli nie będziesz znów flirtował z innymi, to nie wrócimy - Mruknął, patrząc gdzieś w bok.
A więc o to mu chodzi. Jakiś nieznajomy daje mi kwiaty i wzbudza w nim zazdrość. Tylko dlaczego? Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi… czyżby…? Czy on chciałby, żebym zobaczył w nim kogoś więcej?
Oczywiście, że widzę w nim kogoś więcej. Tylko… ja nie wiem, jak mu to pokazać. Jak dać mu znać? W końcu łatwiej jest zostać w tej relacji, którą mamy teraz, niż ryzykować i zniszczyć wszystko, co budowaliśmy przez te lata.
Rozumiejąc już, co siedzi mu w głowie, pokręciłem głową z rozbawieniem i ruszyłem w stronę mojego przyjaciela.
- Chodźmy już. Postaram się z nikim nie flirtować, żeby nie wzbudzać w tobie zazdrości - Powiedziałem z uśmiechem, który miał w sobie zarówno ciepło, jak i odrobinę przekory. Minąłem go w przejściu i skierowałem się ku wyjściu z gospody, kątem oka zerkając, jak powoli podąża za mną, oddając talerz na wyznaczone przez gospodarza miejsce.
- To gdzie idziemy? - Zapytałem, przenosząc na niego pełnię swojej uwagi.
- Przejdźmy się po mieście. Chciałbym zobaczyć, co się tutaj znajduje - Odparł spokojnie, niemal od niechcenia chwytając moją dłoń.
Zrobił to tak naturalnie, jakby to było najbardziej oczywiste na świecie. I właściwie... było. Robił to często, bez powodu, po prostu z potrzeby bliskości. Dla mnie stało się to czymś zwyczajnym, znajomym i ciepłym.
- A więc proszę, prowadź - Powiedziałem z uśmiechem. - Chętnie za tobą pójdę - Dodałem, nie spuszczając z niego wzroku, jakby sam jego widok mógł nadać kierunek moim krokom.
Sorey wypiął pierś z dumą, jakby to prowadzenie mnie miało dla niego znacznie większe znaczenie, niż by się mogło wydawać. Nie do końca rozumiałem, dlaczego tak bardzo mu na tym zależy, ale widziałem w jego oczach błysk radości ten cichy triumf, którego nie chciałem mu odbierać. Jeśli to miało sprawić, że poczuje się ważny, potrzebny, szczęśliwy… to nie miałem najmniejszego zamiaru tego zmieniać.
Po prostu ruszyłem za nim, nie pytając, nie wątpiąc, chcąc chociaż na chwilę dać mu to, czego potrzebował. Jego szczęście stawało się moim szczęściem, nawet jeśli nie potrafiłem go jeszcze do końca zrozumieć. W tamtej chwili liczyło się tylko jedno, że jesteśmy razem i że mogłem podążać za nim..

<Pasterzyku? C:> 

Etykiety

Archiwum