Od Mikleo CD Soreya

czwartek, 24 lipca 2025

|
No i co ja z nim miałem? Przecież doskonale wiedział, że nie muszę jeść. Wiedział, że nic mi się nie stanie, jeśli zrezygnuję z posiłku. Nie musiał się o mnie martwić… a jednak się martwił. Zdecydowanie zbyt mocno i, co gorsza, zupełnie niepotrzebnie.
- Sorey, proszę cię… - Zacząłem spokojnie, mając nadzieję, że łagodna rozmowa coś zmieni. Musi w końcu zrozumieć, że najpotrzebniejsze rzeczy, takie jak jedzenie, są potrzebne jemu, nie mnie. Jeśli naprawdę chcemy zaoszczędzić, a on znów ma nie chodzić głodny, to nie ma innej możliwości: ja muszę zrezygnować z posiłków, które i tak nie mają na mnie żadnego wpływu. Nie potrzebuję ich do życia. Jasne, jedzenie może być przyjemnością, ale to już inna sprawa, niekonieczna.
- Nie, Miki, to ja cię proszę. - Przerwał mi stanowczo, patrząc prosto w oczy. - Naprawdę nie chcę jeść sam. Jeśli mam poświęcić się dla ciebie, to zrobię to bez wahania. Chcę jeść razem z tobą. I bardzo cię proszę, uszanuj to. - Nie zostawił mi zbyt wiele przestrzeni do dyskusji. Mogłem próbować jeszcze z nim rozmawiać, przekonywać, że to bez sensu… Ale czy miałoby to jakikolwiek efekt? Raczej nie. Uparł się, i to na dobre. Nie zamierzał odpuścić.
- Nie wygram z tobą, prawda? - Zapytałem cicho, zerkając na niego spod przymrużonych powiek. Przyglądałem mu się uważnie, jakby od jego odpowiedzi zależało coś więcej niż tylko zwykła rozmowa.
Od razu dostrzegłem ten jego szeroki uśmiech, jeden z tych, które potrafią rozgonić najciemniejsze chmury, rozjaśnić ponury dzień i sprawić, że na chwilę zapomina się o wszystkim innym. Był jak promień słońca wpadający przez uchylone okno.
- Oboje doskonale wiemy, że nie. W końcu, gdy już się uprę, nie odpuszczam tak łatwo - Powiedział z tą samą pewnością, co zawsze. Jego głos był spokojny, niemal beztroski, ale znałem go zbyt dobrze, by dać się nabrać. W środku aż kipiał z samozadowolenia.
- Gdybyś tak się upierał w zgadzaniu z tym, że jesteś mądry, to byłoby naprawdę dobrze - Mruknąłem, opierając łokcie na kolanach i ciężko wzdychając. - Ale nie… Ty zawsze musisz postawić na swoim, nawet jeśli chodzi o coś tak absurdalnego jak to.
Uśmiech na jego twarzy tylko się pogłębił. Jakby czerpał z tej sprzeczki jakąś chorą satysfakcję.
- To nie jest absurdalne. To zasada. Tradycja wręcz. A poza tym… miałem rację. Potrzebujesz jedzenia tak samo jak ja, może nie dlatego, że tak zbudowany jest twój organizm ale dlatego że czujesz się po nim lepiej - Wyjaśnił i miał rację, czułem się po nim lepiej co nie oznaczało, że bez niego żyć nie mogłam.
- Czasem mógłbyś po prostu odpuścić - Powiedziałem, nie patrząc mu w oczy. - Serio. Wcale byś na tym nie stracił.
- A ty czasem mógłbyś przestać się przejmować takimi rzeczami - Odpowiedział łagodnie. – Ale przecież obaj wiemy, że to się nigdy nie stanie, prawda? Za bardzo martwisz się o mnie, zapominając tym wszystkim o swoich przyjemnościach - Zapadła cisza. Nie ta niezręczna, ale ta znajoma, zbudowana z lat przyjaźni, wzajemnych spięć i cichych pojednań...
W końcu pokręciłem głową z niedowierzaniem.
- Jesteś niemożliwy, choć to akurat w tobie lubię - Stwierdziłem, starając się uśmiechnąć do niego łagodnie, na tyle na ile było to możliwe. 

<Przyjacielu? C:> 

Etykiety

Archiwum