Od Mikleo CD Soreya

poniedziałek, 14 lipca 2025

|
 Mimo jego zapewnień, wciąż martwiłem się, że porcja, którą mogłem mu zaoferować, była zdecydowanie za mała dla kogoś o jego gabarytach. Nie chodziło o to, że był zbyt duży czy zbyt mały, po prostu jako dorastający mężczyzna powinien jeść znacznie więcej, niż byłem w stanie mu zapewnić.
Musiałem przez chwilę się zastanowić, co zrobić w tej sytuacji, żeby mieć pewność, że będzie w pełni zadowolony i bardziej najedzony niż dotychczas.
- Dobrze - Odezwałem się w końcu spokojnym głosem. - W takim razie dziś jesz sam. Dzięki temu zostanie ci więcej jedzenia. - Podałem mu chleb z jagodami. On potrzebował tego znacznie bardziej niż ja. Nic wielkiego się przecież nie stanie, w rzeczywistości nawet nie musiałem jeść.
Oczywiście Sorey od razu zaprotestował, bo według niego również powinienem coś zjeść. Tylko po co? Dla mnie to nie miało najmniejszego znaczenia, niczego nie zmieniało i on doskonale o tym wiedział.
- Miki, nie zgadzam się na to, żebym jadł tylko ja. Ty też musisz coś zjeść - Powiedział stanowczo, jakby zapominał, że naprawdę nie potrzebuję jedzenia.
- Sorey, przecież wiesz, że nic mi się nie stanie, jeśli nie będę jadł - Odparłem łagodnie, próbując go uspokoić. - Naprawdę, nie przejmuj się mną. Poradzę sobie. Najważniejsze, żebyś ty miał siłę. - Na chwilę zamilkłem, po czym dodałem z lekkim uśmiechem:
- Poza tym jutro, jeśli dobrze odczytałem mapę, dotrzemy do celu, o ile deszcz znowu nie pokrzyżuje nam planów. Musimy być dobrej myśli. Wtedy na pewno zjemy razem porządny, ciepły posiłek. - Patrzyłem na niego z nadzieją, że choć trochę go to uspokoi. Chciałem, żeby wiedział, że wszystko będzie w porządku.
- Poczekaj, poczekaj… - Sorey uniósł brew, patrząc na mnie z niedowierzaniem. - Chcesz mi powiedzieć, że jutro już będziemy na miejscu? Przecież mówiłeś, że przed nami jeszcze dwa tygodnie podróży! - No i w tym momencie kompletnie mnie zatkało. On naprawdę myślał, że jutro dotrzemy do wyznaczonego celu? Przecież mówiłem mu jasno i wyraźnie, że chodzi o wioskę, w której będziemy mogli spędzić noc i coś porządnie zjeść.
Mój panie stworzycielu… czasami mam wrażenie, że on w ogóle mnie nie słucha.
- Aa… no tak, faktycznie - Odezwał się po chwili, jakby dopiero coś sobie przypomniał. Uśmiechnął się przepraszająco i odruchowo podrapał się po głowie. - Wybacz, nie orientuję się tak dokładnie na mapie, gdzie jesteśmy.
Westchnąłem, kręcąc głową z lekkim rozbawieniem.
- To akurat wiem od samego początek - Mruknąłem. - I wiesz, jeśli mam być szczery to bardzo mnie to martwi. Ja naprawdę nie wiem, co byś beze mnie zrobił. - Westchnąłem cicho kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Najprawdopodobniej już dawno bym zginął… - Odparł, wzruszając ramionami. - Albo wciąż siedziałbym w akademiku, szukając pomysłu na siebie. Ale dzięki tobie mam cel w życiu. I chcę, żeby ten cel się ziścił.
Ujął w palce kilka jagód i powoli włożył je do ust, jakby celebrując ten drobny posiłek.
- No tak, masz bardzo ambitny plan - Stwierdziłem z lekkim uśmiechem, obserwując go uważnie swoimi lawendowymi oczami.

<Przyjacielu? C:>

Etykiety

Archiwum