Co jak co, ale tak średnio mi wierzyłem. Oczywiście starałem się najlepiej, jak tylko potrafiłem; słuchałem każdego słowa i wykonywałem jego instrukcje z precyzją, chociaż ciężko było mi słuchać niektórych poleceń, kiedy mówił mi, że mam dać czegoś „na oko”. Co to w ogóle miało znaczyć, „na oko”? Ja potrzebowałem konkretnych proporcji, a nie jakichś ogólników, które dla każdego oznaczają co innego. Dla niego coś, co znaczy trochę, dla mnie będzie za dużo. To mi chyba w tym wszystkim najbardziej irytowało. Ale gotowanie miało swoje dobre strony; przez chwilę zapomniałem, co się wydarzyło, bo skupiłem swoje myśli w pełni na czymś innym.
- Zaufam ci – odpowiedziałem krótko, zabierając się za jedzenie. Obiad był dosyć prosty; ryż, trochę sosu, do tego upieczone pałki i prosta sałatka. Nie pamiętam, kiedy to ostatni raz jadłem coś tak prostego. U mnie w rezydencji zawsze podaje się coś niesamowitego, rzadko kiedy coś się powtarza, a jak już się powtarza, to na przykład z innymi dodatkami. No i zawsze dietetycznie, chociaż przyznać muszę, czasem mnie to męczyło. Zdrowe odżywianie się jest ważne, owszem, ale bywały u mnie dni, w które to miałem ochotę na coś mało zdrowego. Jak jestem tutaj, poza wzrokiem i zasięgiem babki, kupowałem sobie jakiś deser, oczywiście te mało zdrowe, pełne cukru i kalorii, ale to raz na jakiś czas, i później intensywnie pracowałem, by spalić te kalorie.
- I jak? - zapytał, kiedy po trochu spróbowałem i wszystkiego.
- Zjadliwe. Powiedziałbym, że nawet dobre. Tylko takie trochę... proste – powiedziałem zgodnie z prawdą, popijając wodę z cytryną.
- A to, że proste, to jest coś złego? - podpytał, przyglądając mi się z uwagą.
- Czy złego, to nie. Jest to dla mnie coś niespotykanego. W rezydencji rzadko kiedy jem zwykłe pałki z kurczaka. Ogólnie, rzadko kiedy jem kurczaka. Prędzej perliczkę, przepiórkę, nawet jak do restauracji chodzę, to wybieram coś takiego bardziej wyszukanego. I wieprzowiny też nie jem, jakoś mi nigdy nie smakowała – wyjaśniłem, powoli jedząc.
- Cóż, władze akademika raczej nam nie załatwią perliczki, to za drogie jest. Wczoraj przynieśli nam kaczkę, i to będzie najlepsze mięso, jakie nam tu przyniosą – wzruszył ramionami, zabierając się znacznie pewniej za swoją porcję.
- A nam właśnie tym bardziej powinni przynosić coś lepszego. Skoro tyle już mi zawdzięczają, to niech się teraz odwdzięczą. Przepiórki by nam zapewnili, dawno ich nie jadłem. Albo antrykot, minęły wieki, od kiedy to ostatni raz jadłem wołowinę – powiedziałem, chwilowo się rozmarzając. Nie, żeby to był zły posiłek, jak na to, że moje dłonie dotykały tych składników, wyszło naprawdę zaskakująco dobrze.
- Ja się cieszę, że takich składników nam nie dali. Nawet nie wiem, jak by takie coś przygotować – wyjaśnił, odsuwając pusty talerz.
- Więc musisz spróbować, by wiedzieć. Może dopilnuję, by te twoje braki w smakach uzupełnić – powiedziałem, uśmiechając się łagodnie. Jeżeli dobrze będzie mi się z nim spędzać czas, to czemu nie? Dobrze by było, gdybym chociaż jeden rok tutaj spędził trochę bardziej towarzysko. Byleby tylko nie wpakować się w kolejne morderstwo, oglądanie martwych ciał nie jest na moją psychikę.
<Piesku? c:>