No tak, on nie rozumiał. Nie miał tych wszystkich obowiązków, które to miałem ja wpajane od najmłodszego. Najpierw obowiązki i praca, a później może odpoczynek. Może, bo obowiązki i praca nigdy się nie kończyły. Minimalna ilość snu, by być jako tako wypoczętym, i znów nauka i obowiązki. A czas na jakieś zainteresowania? Pasje? Cóż... z tym było ciężko. Szczęście w nieszczęściu, że moją pasję znajdowałem w nauce i prace, lubiłem uczyć się nowych rzeczy i tworzyć.
Nie uważałem jednak, by Haru miał ode mnie łatwiej. Miał inaczej. Nie wiem, jak to wyglądało wśród wilkołaków, one mają chyba swoje zasady i tradycje, więc jak jego dzieciństwo wyglądało, nie mam pojęcia. On jednak zawsze będzie żył z ciężarem morderstwa swoich najbliższych, nawet jeżeli to nie była przecież jego wina. Też czasem mam niekiedy myśli, że to przeze mnie nie żyją rodzice, ale to coś zupełnie innego; ja ich nie zabiłem, ja im po prostu nie pomogłem.
– Mogłem się uczyć. W tym miejscu mam do tego predyspozycje – odpowiedziałem, rozglądając się dookoła trochę na wpół przytomny. Umyć twarz, zrobić kawę i zabrać się za pracę, którą to odkładałem przez tę całą sprawę z Haru. A teraz, skoro wszystko już zrobione, mogę zająć się poważnymi problemami. Jeszcze tylko muszę delikatnie zasugerować gronu pedagogicznemu, aby przeprosili Haru. Najlepiej publicznie, przy całej akademii. Na pewno wkrótce będzie jakiś apel, muszą w końcu powiedzieć, co się stało, i kto to zrobił, więc na pewno jeszcze mogą dodać, że za te plotki przepraszają Haru. I ja już to dopilnuję.
– Chyba nie znasz takiego słowa jak odpoczynek – westchnął ciężko, rozglądając się niemrawo.
– Trochę racja, odpoczywać mogłem tylko w nocy – wzruszyłem ramionami, poprawiając swoją piżamę. Tak, także się muszę przebrać, bo pomimo, że to bardzo ładna piżama, odkrywała ślady, które to Haru zrobił mi tej nocy; i ślady ugryzień, i malinek. Na Boga, ile ja malinek miałem. Nigdy w życiu nie miałem aż tylu malinek, co po tej nocy, nie przepadałem za nimi, przecież tak brzydko się to wyróżniało na moim bladym ciele.
– To musi być ciężkie – odparł, chyba nawet z odrobiną współczucia.
– Idzie się przyzwyczaić – odpowiedziałem, wyciągając z szafy ubrania stylowe i w miarę ciepłe, chociaż po tym jego wygrzaniu czułem się znacznie lepiej. – Tylko teraz będę to jakoś musiał nadgonić... – mruknąłem do siebie, powoli zaczynając się przebierać.
– Aż się boję zapytać, co robisz w dni wolne – mruknął, a ja zauważyłem w lustrze, jak mi się przygląda. Jeżeli miał jakiekolwiek wątpliwości co do nocy, śladu na moim ciele z pewnością już mu wszystko powiedziały.
– W dni wolne mam bankiety, na których poznaję kandydatki na moją potencjalną żonę. Nienawidzę tego – powiedziałem zgodnie z prawdą, odwracając się w jego stronę. – A ty w nocy na moje ciało się chyba za mało napatrzyłeś, skoro teraz tak uważnie je studiujesz – dodałem, czując się trochę dziwnie, kiedy mnie tak lustrował wzrokiem, jakby dostrzegał w moim ciele coś, czego dostrzegać nie powinien, coś nieperfekcyjnego.
<Współlokatorze? c:>