Przyglądałem się mu z uwagą w oczach, nie są bardzo go rozumiejąc. Nie rozumiałem, za co przepraszał, w końcu nie zrobił nic złego. Za to, że jest sobą i się boi burzy? Przecież to była głupota. To w końcu tak, jakbym ja przepraszał za to, że nie znoszę widoku krwi. A może przepraszał za to, że na mnie zasnął? Ale to przecież też nie miało sensu. Był zmęczony, w sumie, to dalej jest, więc po prostu zasnął. Leżałem w miarę wygodnie, i to na tyle, że samemu mogłem zasnąć, zatem nie był to dla mnie żaden problem. On w ogóle nie był problemem. Kiedy pierwszy raz przekroczył próg tego pokoju byłem pewien, że albo w ogóle nie będziemy się do siebie odzywać, albo będziemy drzeć ze sobą koty. Takiego rozwoju sytuacji to ja się nie spodziewałem.
Odłożyłem książkę na bok, w następnie poprawiłem kosmyki na jego czole tak, by jego cudowne oczy były odsłonięte. Co też ludzie musieli mu wytykać, że czuje się zobowiązany do przepraszania za to, że jest i żyje?
– Nie potrzebujesz czegoś zjeść przed snem? – zapytałem równie cicho i łagodnie, doskonale pamiętając o tym, że musi jeść codziennie mięso, a ja nie miałem pojęcia, czy dzisiaj swoją porcję zjadł. Mną by się nie najadł, jestem w końcu szczupły i mało mięsisty, no ale lepiej dmuchać na zimne.
– Nie mam ochoty na nic – przyznał, tuląc się do mnie jeszcze mocniej. Trochę się czułem jak przytulanka dla dużego dziecka, ale nie przeszkadzało mi to. Czerpałem z tego mnóstwo ciepła, a dla osoby ze stanem podgorączkowym to naprawdę dużo. Co prawda, temperatury sobie nie mierzyłem, ale nie czułem się tak do końca zdrowo. – A ty? – zapytał po chwili, gwałtownie podnosząc głowę, jakby dopiero teraz przypomniał sobie o moim istnieniu.
– Raczej mam wszystko. Poszedłbym po prostu spać – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, czując zmęczenie. Burza już dawno się skończyła, ale ulewa nie. Deszcz przyjemnie szumiał za oknem z zachęcając do spania. A ja nie zamierzałem z tym już dłużej walczyć. Nie miałem na to siły.
Haru przyglądał mi się jeszcze chwilę z uwagą, jakby coś sobie uświadamiał. Zaraz po tym wyciągnął jedną ze swoich dłoni spod moich pleców i położył ją na moim czole; na jego zmęczonej twarzy pojawiło się dodatkowo zmartwienie.
– Jesteś rozpalony – odpowiedział, podnosząc się z mojego ciała i zabierając to cudowne ciepło. Poczułem się, jakby ktoś wrzucił mnie do lodowatej wody.
– Mówiłem, że jeszcze dzisiaj będę miał gorączkę – odpowiedziałem, delikatnie drżąc z powodu braku ciepła. A było nam przecież tak dobrze, po co on w ogóle wstawał?
– Powinienem poinformować opiekunów? Albo dać ci coś przeciwgorączkowego? – zapytał, na co się delikatnie skrzywiłem. Jeżeli teraz wezmę coś przeciwgorączkowego, to przez całą noc będę się pocił i śmierdział, a nie po to się kąpałem, by na koniec śmierdzieć.
– Powinieneś z powrotem się do mnie przytulić. Było mi całkiem dobrze i ciepło – odparłem, starając się powstrzymać drżenie ciała.
<Piesku? c:>