Od Soreya CD Mikleo

czwartek, 26 czerwca 2025

|
 Nie potrafiłem spać, martwiąc się o Mikleo. Nie wysyłał mi żadnych wiadomości, owszem, ale czy znaczyło to, że było wszystko w porządku? Nie powiedziałbym. Skoro jednak Mikleo nic mi nie wysyłał, nie mogłem spieszyć go z pomocą, musiałem skupić się na swoim zadaniu. O dziwo, to nie było takie trudne; dzięki mojemu charakterowi, a także dobrej reputacji, już miałem kilka tropów. Niestety, nie miałem takiej pewnej odpowiedzi, no ale wydawało mi się, że nam to wystarczy, i na pewno znajdziemy jakiś punkt należący do Zakonu. Wydaje mi się, że taka neutralna frakcja na początek będzie dla nas dobrym wyborem. 
Ten tydzień był dla mnie naprawdę męczący. Nie potrafiłem normalnie spać, nie było nocy, którą przespałbym tak normalnie, bez wybudzania się co dwie godziny. Martwienie się o mojego przyjaciela weszło mi w nawyk. Trochę tak sobie w pewnym momencie myślałem, że to była moja wina, że został z tym wszystkim sam. Powinienem go wcześniej znaleźć, wyruszyć za nim, pomóc mu jakoś... obym teraz mu tylko pomógł. Zrobię wszystko, by go uwolnić, chociaż raczej niewiele bym mógł zrobić, nie z moimi beznadziejnymi mocami. Czy to jednak by mnie powstrzymało? Oczywiście, że nie. 
W końcu nadszedł dzień w którym to mieliśmy się spotkać. Wczesnym rankiem opuściłem akademik, by znaleźć się nad naszym jeziorem, i jak tam dotarłem, zdałem sobie sprawę z jednej rzeczy. Otóż, nie ustaliliśmy godziny, o której mamy się tu spotkać. I skąd ja mam wiedzieć, kiedy on się spóźni, a kiedy nie? Nie zauważyłem tego, on też, i bez przekazania tej informacji, która była swoją drogą bardzo ważna, się rozdzieliliśmy. Cudownie... i co ja mam teraz zrobić? Usiadłem na moście, wpatrując się w spokojną taflę jeziora. To błękitne niebo odbijające się w jeziorze bardzo mi przypominało o Mikim, o jego pięknych włosach. Jego osoba była naprawdę niesamowita, niby miał to fizyczne ciało, ale tak było po nim czuć, i widać, że jest kimś więcej, kimś niezwykłym, kimś silnym. Jestem pewien, że jak już dojrzeje, i straci już te dziecięce rysy, to będzie naprawdę przystojny. Znaczy się, już teraz jest, ale później będzie jeszcze piękniejszy. Nic dziwnego, Serafiny zawsze są wspaniałe, pod każdym względem. 
Czekałem godzinę, dwie, aż w końcu mi się znudziło. Dwie godziny to wystarczająco dużo. A jak ma jakieś obowiązki, to mu pomogę, jak ostatnio. Dziadek nie będzie zadowolony, ale jego zdanie najmniej mnie interesuje. I niedługo Mikleo też nie będzie się musiał nim przejmować. 
- Tylko, gdzie jest ta jego wioska? - mruknąłem sam do siebie, rozglądając się dookoła. Mikleo mnie ostatnio tu prowadził. Na szczęście drogę stąd do akademika zapamiętałem. Ale znad jeziora do jego wioski? W którą stronę to się szło...? Nie było też żadnego żyjątka, które by mi pomogło. I co teraz? Mógłbym spróbować tego poszukać na własną rękę, ale trochę się obawiałem, że się zgubie. Jeszcze Mikleo pomyśli, że się nie zjawiłem, i o nim zapomniałem. Usiadłem znów na pomoście, próbując jakoś sobie poradzić z powoli ogarniającym mnie uczuciem niepokoju. Poczekam, dopóki do mnie nie przyjdzie, albo dopóki nie pojawią się moi mali, koci przyjaciele, którzy mnie do niego doprowadzą. 

<Miki? c:>

Etykiety

Archiwum