Odkąd mój przyjaciel odszedł z Akademii jakiś rok temu, jakoś tak nie potrafiłem się ogarnąć. Mikleo był wspaniałym przyjacielem, mimo tej swojej markotności i małomówności dobrze się dogadywaliśmy i uzupełnialiśmy. On miał te cechy, których brakowało mnie, a ja swoją ekstrawertycznością uzupełniałem jego braki. I mimo dużej ilości znajomych, czułem się samotny. Z nikim nie potrafiłem nawiązać takiej więzi, jak on, co było z jednej strony niezwykłe, bo takie serafiny są znacznie silniejsze od takich zwykłych aniołów, jak ja. Zresztą, ja ode mnie to wszyscy byli silniejsi. Mimo, że nie dawałem tego po sobie poznać, trochę im tego zazdrościłem. Ja nawet głupich skrzydeł nie miałem. Miałem coś na wzór skrzydeł, ale mogłem je przyzwać tylko na chwilę, by złagodzić swój upadek. I pomimo tego, że moi opiekunowie twierdzili co innego, ja czułem, że jestem niewystarczający.
W tym celu ćwiczyłem sam, dużo i do utraty tchu. Najchętniej wybierałem głęboki las, gdzie nikt mnie nie mógł zobaczyć; skoro nikt mi nie chciał pomóc stwierdziłem, że sam sobie pomogę. Zazwyczaj nie miałem problemu z tym, by wrócić na teren kampusu, miałem takie miejsce, w którym ćwiczyłem dzień w dzień, ale dzisiaj... troszkę się rozkojarzyłem. A tak konkretnie, to coś mnie rozkojarzyło. Fauna tego świata mnie fascynowała i nie wyobrażałem sobie, by tak po prostu miała ona zniknąć. I jakoś się tak dzisiaj wydarzyło, że obserwowały mnie Cienie. Te słodkie istotki zawsze tak trochę mnie lubiły, jak zresztą większość istot, i często się ze mną bawiły, trochę pozwalając mi o zapomnieniu tego, jak beznadziejny jestem. Tego dnia było trochę inaczej. Dalej się chciały bawić, tylko trochę mnie wyprowadziły w głąb lasu. A że moja orientacja w terenie była słaba, trochę się pogubiłem. Trochę bardzo. Myślałem, że wracam w dobrą stronę, ale drzewa wokół mnie były jakieś takie... inne. Starsze. Potężniejsze. Nawet nie chcę wiedzieć, jak bardzo bardzo głęboko w puszczy byłem. Gdybym tylko miał normalne skrzydła, zaraz bym się odnalazł. Wystarczyło, że bym ciężej trenował... teraz, niestety, już na to za późno.
Szedłem przed siebie wierząc głupio, że w końcu natrafię może na ścieżkę, albo na jakiś orientacyjny punkt, albo po prostu na kogoś, kto będzie w stanie mi pomóc. Gdzie były Cienie, kiedy ich potrzebowałem? Skoro mnie zaprowadziły tutaj, powinny mnie też odprowadzić. Małe cwaniary. Pewnie teraz mają świetny ubaw ze mnie.
Ku mojej uldze, udało mi się dotrzeć do jakichś zabudowań. Podszedłem bliżej z nadzieją, że ktoś wskaże mi chociażby kierunek powrotny, i przez moment wydawało mi się, że zauważyłem... Mikleo? Tutaj? A może po prostu mi się coś wydaje...? Trochę zaintrygowany tym widokiem ruszyłem za istotą, która przypominała mojego przyjaciela, bez żadnego pomyślunku czy sprawdzenia otoczenia. Mój przyjaciel, w środku puszczy... co on by tu robił? Ze wszystkich miejsc nie spodziewałbym się go tutaj. Nie minąłem ani jednej rzeki, stawu, czegokolwiek, co byłoby pełne wody, której serafin wody przecież potrzebuje, co więc on by tu robił?
Ale to był on. Troszkę szczuplejszy, przygaszony, ale on.
- Mikleo! - odezwałem się głośno i nie przejmując się niczym, ani nikim, po prostu podbiegłem do niego, tuląc jego drobne ciało do siebie. - Gdzie cię wcięło? Nie mogłem cię w żaden sposób namierzyć, nikt nic nie wiedział o tobie, już myślałem, że cię wysłali do ludzi, czy coś... oj, przepraszam, zapomniałem, że nie lubisz przytulania, ale tak strasznie się cieszę, że cię widzę...
- Sorey? Co ty tu robisz? - spytał trochę niemrawo, patrząc na mnie mocno zaskoczony, ale nie odsunął się ode mnie.
- Zgubiłem się. I trochę byłem przerażony, bo zaraz muszę się znaleźć w pokoju, ale teraz strasznie się cieszę, bo dzięki temu cię znalazłem. Nawet jeżeli nie wiem, gdzie jestem teraz. Wiesz, jak strasznie mi ciebie brakowało? Bez ciebie już nic nie jest takie same – kiedy to mówiłem, cały czas szeroko się uśmiechałem, nie potrafiłem tego powstrzymać. Nie obchodziły mnie żadne problemy, najważniejsze było to, że mój przyjaciel tu przede mną stał. O nic lepszego prosić nie mogłem.
<Miki? c:>