Od Mikleo

sobota, 21 czerwca 2025

|
 Z dniem, w którym opuściłem mury akademii, moje życie zmieniło się nie do poznania. Zamiast radosnych zabaw i beztroskich chwil z dawnym przyjacielem, nastały czasy ciężkiej pracy, nieustannych treningów, surowych szkoleń i nauki posłuszeństwa, którego jak się okazało wcale nie posiadałem.
Rozumiałem, co mi mówiono, znałem zasady, które miałem przestrzegać, ale to ja zawsze ostatecznie decydowałem, jak postąpić. W akademii nic nie było zależne od mojej woli, tu zaś wszystko się zmieniło. Nie było czasu na błahostki, musiałem walczyć, by opanować umiejętności, które pozostawały dla mnie nieosiągalne, gdy wciąż byłem częścią jej murów.
Mój dziadek, najstarszy z Serafinów nie ufał akademii. Zawsze powtarzał, że to miejsce nie uczy nas tego, co naprawdę ważne. I w jego słowach kryła się prawda. Akademia przygotowała mnie do życia wśród ludzi, do wpasowania się w ich świat, lecz nigdy nie miałem zamiaru żyć w ich cieniu. Mój dom był tu gdzie lasy, cieni, ziół i tacy jak ja, a nie w miastach pełnych świateł. 
Ludzie nie powinni nigdy poznać naszej prawdziwej natury. Gdyby dowiedzieli się, kim jesteśmy, nie zawahaliby się zniszczyć nas jednego po drugim, niczym dzikie bestie.
Cieszyłem się z dnia, w którym opuściłem mury akademii. Wiedziałem, że już nigdy nie będę musiał wrócić, ale mimo to czegoś mi brakowało.
Brakowało mi przyjaciela, który mimo mojego zimnego, wycofanego zachowania zawsze stał przy mnie, traktując mnie jak równiego sobie. Nigdy mnie nie poniżał, nie obrażał, nie patrzył na mnie z wyższością i, co najważniejsze, dawał mi coś, czego nikt tu nie potrafi dać.
To on, tylko on, potrafił wywołać uśmiech na moich ustach, a choć nie było to łatwe, jemu zawsze przychodziło to z łatwością, jakby to było jego przeznaczenie. A dziś? Dziś jestem sam. Choć nie tęsknię za akademią, tęsknię za nim. Chciałbym, by znów był przy mnie, choćby na chwilę. Chciałbym, by jego śmiech, jego słowa które zawsze potrafiły rozjaśnić najciemniejsze dni mogły zastąpić tę samotność, tę nieustanną ciszę i smutek, które wciąż trwają w moim sercu. Dawał mi coś, czego od dawna już nie miałem, nadzieję na lepszy świat.
Jak każdego dnia, wstawałem, przygotowując się na nowy, trudny dzień. Już od samego rana wiedziałem, że nie będzie łatwo, a przyszłość nadal będzie pełna wyzwań. Wiedziałem, że nigdy nie stanę się takim, jakim chciałby widzieć mnie mój dziadek, on nigdy nie będzie dumny ze swojego wnuka. Mimo to starałem się z całych sił, pragnąc, by choć raz dostrzegł we mnie kogoś kim mógłby się pochwalić.
Jednak doskonale zdawałem sobie sprawę, że to nigdy nie nastąpi.
Gdy byłem w akademii, uważał mnie za najgorszą czarną owcę, jedynie dlatego, że potrafiłem okazywać emocje, gdy mój przyjaciel był obok. Dziś jednak wszystko ukrywam, jak tylko potrafię, chowam swoje uczucia przed światem, by już nigdy nie zawieść jego oczekiwań. Pragnę, by nie musiał się wstydzić tego, kim jestem. Choć wiem, że już nigdy nie wzbudze w nim choć odrobiny dumy. 
Nie zastanawiając się dłużej, opuściłem swoją chatkę, ruszając w stronę treningu, który miał wzmocnić zarówno mój umysł, jak i ciało.
To właśnie wtedy poczułem, że coś jest nie tak, jakby ktoś mnie obserwował. Rozejrzałem się uważnie po okolicy, lecz nie dostrzegłem nikogo.
- Jest tu ktoś? – Zdziwiony zawołałem, przerywając marsz. Rozejrzałem się jeszcze raz, czując dziwne uczucie niepokoju. I co? I nic. Może po prostu mi się wydawało.
Machnąłem na to ręką, próbując nie zwracać uwagi na te dziwne przeczucie, i wróciłem do wędrówki, kierując się prosto do sali treningowej.

<Nieznajomy? C:>

Etykiety

Archiwum