Od Mikleo CD Soreya

wtorek, 24 czerwca 2025

|
To był chyba najlepszy przyjaciel, jakiego kiedykolwiek mógłbym sobie wymarzyć. Rozumiał mnie bez słów, a to sprawiało, że cieszyłem się jak dziecko, choć może powinienem był zachowywać się jak dorosły. Gdyby teraz zobaczył mnie dziadek, byłby mną rozczarowany, ale czy mnie to obchodziło? W tej chwili zupełnie nie. Teraz chciałem się po prostu dobrze bawić.
- Oczywiście, w to nie wątpię. Zawsze byłeś szczery, może nawet za bardzo… i chyba właśnie dlatego tak szybko cię polubiłem. Inni świetnie kłamali, myśląc, że się nie zorientuję, ale ty zawsze mówiłeś prawdę. Bardzo to w tobie ceniłem - Powiedziałem, siadając obok niego na moście i jednym zwinnym ruchem dłoni osuszając go z chłodnej wody.
Widziałem, jak się trząsł z zimna. W końcu nie był serafinem wody tak jak ja, temperatura otoczenia miała dla niego znaczenie, czego ja praktycznie nie odczuwałem, poza latem wtedy temperatura trochę utrudniała mi życie. Dlatego siedziałem tu wciąż mokry, a jednocześnie tak niesamowicie szczęśliwy.
- Dziękuję, od razu lepiej - Usłyszałem, gdy uśmiechnął się szeroko.
To niesamowite, jak łatwo było go uszczęśliwić. Wystarczył zwykły gest, zwykłe słowo, a on już promieniał. Chciałem nauczyć się tak jak on cieszyć z drobiazgów, to naprawdę był dar.
Kiwnąłem lekko głową i odwróciłem wzrok w stronę jeziora, chcąc jeszcze choć chwilę nacieszyć się tym widokiem.
Jutro, gdy mój przyjaciel wróci do akademii, nie będę miał czasu tu przychodzić. To była ostatnia okazja, by posiedzieć tu razem, wolni i szczęśliwi jak za dawnych lat.
Czas mijał, a my, choć milczeliśmy, czuliśmy się dobrze. Żadne słowa nie były potrzebne, wystarczała sama obecność, by było znacznie lepiej.
- Wiesz, trochę szkoda, że musisz wracać do akademii… Będę za tobą tęsknił. I to chyba bardziej niż kiedykolwiek - Przyznałem, spoglądając na niego pustym wzrokiem, za którym ukrywała się cicha melancholia.
Sorey milczał przez chwilę, najwyraźniej układając coś w głowie. Aż zacząłem się obawiać, co zaraz usłyszę. Po nim niczego nie można się spodziewać.
- W takim razie… zostaję tu z tobą - Powiedział wreszcie przerywając panującą ciszę.
Te słowa uderzyły mnie z podwójną siłą. Jak to „zostaje”? Przecież to niemożliwe! Musi wrócić do akademii, kontynuować naukę… Jak sobie poradzi, gdy porzuci szkołę? Nawet nie chcę o tym myśleć a co dopiero słyszeć.
- Słucham?! Przecież nie możesz tu zostać! Dziadek na pewno na to nie pozwoli, a jeśli nie wrócisz do akademii, wyrzucą cię i co wtedy? Co zrobisz? - Zapytałem, patrząc na niego uważnie. - wiesz że to naprawdę głupi pomysł? - Dodałem, szczerze zaczynając się coraz bardziej o niego martwić.
- Jak to gdzie? Do świata ludzi. I zabiorę cię ze sobą. Przecież nie pozwolę, żebyś tu został sam. Nie zasługujesz na to, jak cię tu traktują. Masz w sobie wiele dobra, więc powinieneś być tam, gdzie będą cię naprawdę szanować - Wyjaśnił, a na jego twarzy pojawił się ten szeroki, szczery uśmiech, który tak lubiłem.
- Nie jestem pewien, czy mógłbym stąd odejść… Zresztą, jesteśmy za młodzi, żeby uciekać. Moglibyśmy sobie nie poradzić w świecie ludzi - Zauważyłem, jak zwykle patrząc na przyszłość mniej optymistycznie niż on.

<Przyjacielu? C:> 

Etykiety

Archiwum