Trochę się zaskoczyłem, kiedy Haru do mnie podszedł. Nie spodziewałem się go tutaj... A może raczej nie spodziewałem się, że się do mnie odezwie. Z drugiej strony nie miał powodu, by tego nie robić, ale z drugiej lepiej się do mnie nie przyznawać, bo nie byłem zbyt popularny. Moje nazwisko było znane z tego, że przynależy do Tkaczy, a oni nie ma zbyt wielkich fanów. I ja też nie ukrywałem, że chcę iść w ich ślady, bo czemu bym miał? Przy połączeniu magii oraz geniuszu ludzi można stworzyć wspaniałe rzeczy, zupełnie nowy świat, no ale po co myśleć innowacyjnie, lepiej trzymać się jednej skrajności albo drugiej.
– Lubię. Zwłaszcza, kiedy ja jestem w bezpiecznym miejscu, chociaż dzisiaj nie do końca mi się ona podoba. Powinienem coś zjeść o tej porze, a w taką pogodę to ja stąd nie wyjdę – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, odwracając głowę w jego stronę. Chciałbym, by moja skóra była jak jego, wiecznie ciepła. A tymczasem nie mogę się dogrzać, chyba, że na zewnątrz jest tak ponad trzydzieści stopni, to wtedy nawet zadowolony jestem.
– A na stołówce zjeść nie możesz? – spytał, na co tylko prychnąłem.
– Jedzenie, które tam serwują, nie spełnia moich oczekiwań. Jest tu całkiem dobra restauracja, w której jest nawet smacznie. Oczywiście do mojego kucharza im daleko, ale jest akceptowalnie – odpowiedziałem, z powrotem odwracając głowę w stronę okna. Błyskawice, które przecinały chmury, były dla mnie naprawdę hipnotyzujące. Każda z nich miała inny, niepowtarzalny kształt. Można by się zainspirować. – Dla ciebie nie jest przyjemna, z tym twoim słuchem wrażliwym.
Zaczęło trochę mnie ciekawić, czym on tak właściwie był. Wyostrzone zmysły, wiecznie ciepły... To za mało, bym mógł poprawnie wytypować. Oczywiście informacje te mi zawężają pole poszukiwań, ale dalej możliwości jest mnóstwo. Gdybym tylko miał przy sobie swoje okulary, zaraz bym wszystko o nim wiedział.
– Faktycznie, nie jest najmilej, ale jest znośnie, zwłaszcza, że to taka całkiem znośna burza. Twoje kroki są niekiedy głośniejsze – powiedział żartobliwie, wpatrując się we mnie z uwagą.
– No tak, ważę w końcu tonę i moje tupanie dla ciebie to przecież jak bicie dzwonu – pokręciłem z niedowierzaniem głową. Doskonale wiedziałem, że żartował, ale ten żart był trochę dziwny.
– Dokładnie. Cieszę się, że mnie rozumiesz – wyszczerzył się jeszcze szerzej, o ile to w ogóle było możliwe, i zajął miejsce na parapecie obok mnie.
– Nie boisz się, że ktoś cię ze mną zauważy? – zapytałem, ciekawy tego, czy wie, czy też nie.
– A powinno?
– Może. Większość tutejszych nie patrzy przychylnie na tkaczy i ich znajomych. Co poniektórzy mogą mieć do ciebie pretensje – wyjaśniłem, mimo wszystko nie chcąc, by miał kłopoty. Już miał chłopak ciężko, nie chciałbym, by miał jeszcze ciężej.
<Piesku? c:>