Od Mikleo CD Soreya

środa, 25 czerwca 2025

|
Po powrocie do naszego małego miasteczka, ukrytego gdzieś na uboczu, byłem niemal pewien, że dziadek wybuchnie złością. Że znów spojrzy na mnie tym przenikliwym wzrokiem, a potem wyrzuci z siebie słowa, które tak dobrze znałem: jak bardzo jestem beznadziejny, jak wiele wstydu przynoszę, jak zawsze muszę sprawiać kłopoty.
Czekałem na to. Na ten chłodny, pogardliwy ton i surową minę.
A jednak… dziadek milczał.
Milczał tak, jakby mnie w ogóle nie było. Jakbym był powietrzem albo tylko bladym cieniem przemykającym się po kątach.
Nie spojrzał na mnie ani razu. Żadne słowo, żaden gest, nic.
Był rozczarowany. To czułem wyraźnie. Co więcej, był zawiedziony tak bardzo, że najwyraźniej zdecydował, iż nie jestem wart choćby westchnienia.
A przecież wiedziałem, gdzie jego zdaniem popełniłem błąd. Powinienem był odesłać swojego przyjaciela do akademii, zmusić go, żeby tu nie wracał. Powinienem był być odpowiedzialny, tak jak mnie uczono. A zamiast tego pozwoliłem mu zostać. Pozwoliłem sobie na śmiech, na beztroskę, na to, żeby choć na moment znów poczuć się dzieckiem.
To był wstyd. To naprawdę był wstyd.
A jednak… choć czułem wyrzuty sumienia, choć wiedziałem, jak bardzo rozczarował się mną dziadek, był we mnie cień ulgi. Bo gdy milczał, gdy mnie ignorował, było łatwiej oddychać. Żadne słowo nie raniło tak jak jego pogardliwe „znowu mnie zawiodłeś”.
Po całym dniu, dzięki temu że Sorey pomógł ze wszystkim, co trzeba było zrobić, wróciłem do swojej małej chatki. Zamknąłem drzwi na wszystkie spusty i pozwoliłem sobie opaść na posłanie. To był pierwszy od dawna moment, gdy naprawdę czułem się bezpieczny... 
Chociaż przez chwilkę.
Tej nocy spałem naprawdę spokojnie. Tak, jakbym na chwilę mógł zapomnieć o spojrzeniach dziadka i o wyrzutach sumienia, które gromadziły się we mnie jak cierń.
Ten jeden dzień, ten krótki moment wystarczył, by znów choć trochę poczuć się sobą.
Dni mijały, a dziadek wciąż się do mnie nie odzywał. Przekazywał mi wiadomości poprzez innych aniołów tak, jakby wstydził się tego, kim się stałem, albo jakbym byłem dla niego ciężarem.
Zacząłem się zastanawiać, czy może… przypadkiem wiedział więcej niż przypuszczałem. Czy przeczuwał, że chcę stąd odejść? Że pragnę wyrwać się z tego miejsca i pójść własną ścieżką?
A może właśnie dlatego trzymał się z daleka, by w odpowiednim momencie mnie zaskoczyć? By pokazać, jak bezradny i słaby jestem?
Nie wiem.
Może naprawdę sobie to wszystko wmawiam.
A może po prostu tak bardzo nasiąkłem tym, jak mnie zawsze postrzegał, że teraz, gdy milczy, czuję się jeszcze gorzej niż wtedy, gdy mnie beształ.
Bo gdy dziadek mnie ignoruje… czuję, jakby miało wydarzyć się coś złego. Jakby cisza była zwiastunem nadchodzącej burzy.
I choć tak bardzo pragnąłem wyrwać się spod jego wzroku, choć marzyłem o tym, żeby przestał mnie oceniać teraz, gdy naprawdę milczy, czuję się tak, jakby mnie już skreślił.
Tak bardzo chciałbym już aby ten tydzień minął, zdecydowałem się, chcę stąd odejść, nie wytrzymam już ani dnia dłużej, mam tego wszystkiego dość. 
Dostajemy mnóstwo prac tak abym przypadkiem nie miał możliwości myśleć o głupotach. Bo przecież tylko to robię prawda? Myślę tylko o zabawie o niczym innym..

<Przyjacielu? C:> 

Etykiety

Archiwum