Trochę bałem się tych zmian. Niby byłem już pełnoletni, ale tak naprawdę to niczego nie gwarantowało. Bo być pełnoletnim to jedno, a być dorosłym to drugie. Żeby być naprawdę dorosłym, trzeba nauczyć się o siebie dbać, ciężko pracować, utrzymać się samodzielnie i zmierzyć z wieloma innymi wyzwaniami, tak aby nikt nie widział w tobie zagubionego dziecka. A tymczasem my? Zagubione dzieci które dopiero szukają swojej drogi.
- Naprawdę chciałbyś ze mną mieszkać? W tej małej chatce, gdzie jest tylko jedno wąskie łóżko i jeszcze mniejsza łazienka? - Zapytałem rozbawiony tą myślą. Moja chatka była ciasna, naprawdę ciasna. Jeszcze jej nie widział, ale gdyby zobaczył, na pewno byłby zdziwiony tym gdzie mieszkam i w jakich warunkach.
- A myślisz, że w akademiku jest więcej miejsca? Przecież mieszkałeś tam, wiesz, jak to wygląda - Odparł. I miał rację. Pokoje w akademiku były małe, ale i tak większe niż moja ciasna chatka. Do dziś zastanawiam się, dlaczego przypadła mi ta najbardziej oddalona i najgorsza ze wszystkich. Być może chcieli mnie ukryć, bo przecież przynoszę tylko wstyd… przynajmniej tak twierdzi mój dziadek.
Nie wiem tylko dlaczego wciąż mnie to trzyma skoro jestem chodzącym wstydem.
- Wiem, jak to wygląda, i niestety muszę cię zmartwić, mój pokój jest jeszcze mniejszy niż ten, który wynajmowaliśmy razem w akademiku - Wyjaśniłem, podnosząc się na równe nogi. To był najwyższy czas, żeby odprowadzić go do akademika. Tam przynajmniej był bezpieczny. Tu, gdy dziadek mieszka tak blisko, nie byłbym tego taki pewien.
- Chodź, odprowadzę cię do akademika - Powiedziałem, wyciągając w jego stronę dłoń.
Sorey skinął głową. Wolałem, żeby został tu ze mną, ale wiedziałem, że tak będzie lepiej. W akademiku nic mu nie grozi. Tutaj… tutaj dziadek może być naprawdę niebezpieczny.
- Obiecaj mi tylko, że to wszystko przemyślisz, dobrze? - Powiedział, ściskając moją zawsze zimną dłoń swoją tak przyjemnie ciepłą. - Chcę dla ciebie jak najlepiej. Chcę cię ochronić przed dziadkiem, ale żeby to się udało, musisz mi pomóc. Musisz się przełamać i przestać się bać. - Kiwnąłem głową, doskonale go rozumiejąc i to co do mnie mówi.
- Daj mi kilka dni. Przemyślę wszystko i dam ci znać, gdy to sobie poukładam. Proszę cię tylko, żebyś ten tydzień chodził do szkoły i tu nie przychodził. Jeśli chcemy stąd odejść, dziadek nie może niczego podejrzewać - Poprosiłem, idąc razem z nim dobrze znaną ścieżką do akademika.
Rok temu, gdy tu przybyłem, często nią chodziłem, żeby być bliżej akademii. Tęskniłem za nią bardziej niż przypuszczałem. A może tak naprawdę tęskniłem nie za samą akademią, lecz za moim przyjacielem, przy którego boku byłem naprawdę szczęśliwy? Kiedyś tego nie wiedziałem, ale teraz wiem na pewno, chciałbym aby był przy mnie kiedy się tylko da.
Podczas drogi rozmawialiśmy i śmialiśmy się tak jak dawniej, jak dzieci, które miały cały świat przed sobą.
- Dziękuję ci za ten dzień. Był naprawdę wspaniały - Powiedziałem, naprawdę wdzięczny za to, ile radości mi przyniósł. Już prawie zapomniałem, jak to jest się cieszyć… Jak dobrze, że choć na chwilę był tu ze mną dając mi radość której przez ten rok nie czułem ani razu.
<Sorey? C:>