Widząc minę dziadka, wiedziałem jedno to nie ujdzie mi na sucho. Gdy tylko Sorey wróci do Akademii, a wróci na pewno bo nie pozwolę mu tu zostać, ten starszy, pozornie niewinny mężczyzna sprawi, że odechce mi się żyć, jak każdego dnia odkąd tylko się tu zjawiłem.
- W porządku. Pomóż Mikleo, ale jutro… Jutro nie chcę cię tu widzieć - Powiedział dziadek, a zanim Sorey zdążył odpowiedzieć, zniknął.
Strach, który zawsze odczuwałem, pozostał jednak razem ze mną.
- Słyszałeś? To świetna wiadomość! Pomogę ci, a potem pójdziemy nad jezioro i będziemy się tam świetnie bawić!– Sorey był przeszczęśliwy, trzymając moje zimne dłonie w swoich, jak zawsze tak rozgrzanych.
Ciekawe, jak on to robił? Były tak przyjemnie ciepłe… A ja naprawdę lubiłem to ciepło.
Na Boga, o czym ja myślę? Chyba naprawdę zaczyna mi odbijać.
- Świetna? To wcale nie była świetna wiadomość, Sorey. To tylko przykrywka… Dziadek jest zły, i choć teraz nie daje tego po sobie poznać, na pewno się odegra. Na szczęście nie na tobie. Dziś możesz tu zostać, skoro już tu jesteś, ale jutro… Proszę, wróć do Akademii. Przed tobą jeszcze dużo nauki, a ona pozwoli ci się rozwinąć. Musisz wybrać swój dom, swoje miejsce na świecie. - Wiedziałem, że brzmiałem chłodno i bez emocji. Wiedziałem też, że gdybym choć trochę się postarał, może zabrzmiałoby to mniej bezdusznie? Ale musiałem tak powiedzieć, dla jego dobra. Doskonale wiedziałem, do czego zdolny jest dziadek, i nie chciałem, aby Sorey kiedykolwiek się o tym przekonał.
- Miki… Ty naprawdę nie rozumiesz? Moje miejsce na świecie jest przy tobie. Gdy znów cię zobaczyłem, po tak długim czasie, poczułem się naprawdę szczęśliwy. Brakowało mi ciebie. I jestem pewien, że tobie mnie też choć trochę brakowało. - Słuchałem uważnie, czując ścisk w piersi. Brakowało mi go, naprawdę brakowało… Ale nie mogłem mu tego powiedzieć. Gdyby to usłyszał, na pewno chciałby tu zostać, a ja wiedziałem, jak to może się skończyć.
Westchnąłem ciężko, nie wyrywając dłoni z jego uścisku. Dla jego własnego dobra tak byłoby najlepiej.
– Sorey… chciałem powiedzieć, że wcale za tobą nie tęskniłem. Że masz stąd jak najszybciej odejść. Ale… nie umiem kłamać. Choć wiem, że dziadek wścieknie się za to, że tu jesteś, naprawdę, naprawdę za tobą tęskniłem… - Wyznałem, choć moje oczy i usta pozostawały bez wyrazu. Dawno nauczyłem się ukrywać emocje. Tak było bezpieczniej.
Sorey uśmiechnął się szeroko i przytulił mnie mocno do siebie.
- Nie martw się. Ochronię cię przed nim. A teraz proszę, pozwól sobie pomóc. Naprawdę chcę móc pójść z tobą nad to jezioro. - Nie mogąc i nie chcąc odmówić, zgodziłem się.
Zabrałem go ze sobą na pole. Pokazałem mu, co i jak trzeba robić, aby pomóc mi skończyć szybciej, tak jak tego pragnął.
Skoro przyszedł tu, aby pomóc, to niech pomaga. Skoro to może sprawić, że będzie szczęśliwszy, to może i mnie pozwoli choć na chwilę poczuć się tak samo.
<Sorey? C:>