Od Mikleo CD Soreya

sobota, 21 czerwca 2025

|
Potrzebowałem chwili, aby znów wrócić na ziemię, przypominając sobie, gdzie jesteśmy i gdzie zdecydowanie nie powinniśmy się znaleźć.
– Chodź, odprowadzę cię do akademii, i bardzo cię proszę, nigdy więcej tu nie przychodź. To bardzo niebezpieczne, a ja naprawdę nie chcę, aby cię tu skrzywdzili – Powiedziałem, chwytając jego dłoń, która jak zawsze była tak przyjemnie ciepła.
Ciekawe, jak to możliwe, że pozostawała ciepła nawet w pochmurne, szare i zimne dni…
– Miki, zaczekaj! – Zawołał, a ze względu na to, że było ode mnie silniejsze z łatwością zatrzymał mnie, nie pozwoląc iść dalej. – A może… zamiast wracać do akademii, gdzie czuję się tak samotny, uciekniemy stąd razem? Przecież byliśmy tacy szczęśliwi razem… Brakuje mi mojego przyjaciela. Brakuje mi ciebie.
To, co mówił, było naprawdę piękne ale niemożliwe. Ja wybrałem swoją drogę i wiedziałem, czego chcę od życia. A on miał jeszcze czas, żeby dokończyć naukę, poznać innych ludzi i rozwijać się we własnym kierunku. Do tego mnie nie potrzebował i kiedyś sam to zrozumie.
– Przykro mi, ale to niemożliwe. Chodź, tak będzie najbezpieczniej zarówno dla ciebie, jak i dla mnie – Powiedziałem cicho, choć widziałem, jak na jego twarzy maluje się niepewność. W końcu odpuścił, wiedząc, że tym razem mnie nie przekona.
Poprowadziłem go dobrze znanymi ścieżkami prosto do drogi, którą tu do mnie dotarł.
– Proszę, to już niedaleko. Poradzisz sobie? – Zapytałem, od razu dostrzegając smutek w jego oczach.
– Chyba nie mam wyjścia, prawda? Nie zmienisz zdania? – Próbował mnie przekonać do ostatniej chwili, ale ja… ja naprawdę nie mogłem. Nawet gdybym chciał uciec, dziadek i tak by mnie znalazł, a kara byłaby sroga nie tylko dla mnie, lecz także dla niego.
– Tak jak ty nie możesz rzucić akademii, tak i ja nie mogę stąd uciec. Idź i żyj swoją codziennością. Kiedyś uda ci się o mnie zapomnieć – wyszeptałem, patrząc na niego pustym wzrokiem, który dawno stał się moją codziennością. 
Sorey patrzył na mnie jak na zupełnie inną osobę. I miał rację. Ja naprawdę nie byłem już tym samym dzieciakiem, który kiedyś się z nim przyjaźnił. Od roku szkolą mnie na strażnika Dziedzictwa – muszę nauczyć się chronić to, co magiczne, i nie pozwolić, aby ten świat umarł. Musiałem też zadbać o to, aby świat magiczny nigdy nie przeniknął do świata ludzi, którzy nic o nas nie wiedzą. To byłoby zbyt nieodpowiedzialne.
Pomysł starszyzny, aby przenieść nasze miasto i nasz świat do świata ludzi, był czystym szaleństwem.
- Miki, wiem, że tak naprawdę nie jesteś taki. To tylko pozory. Znam cię bardzo dobrze i wiem, jak wiele jest w tobie dobra… ale to twój dziadek jest największym problemem. Powinieneś się mu postawić - Powiedział, gdy ja na samą myśl o tym poczułem zimny dreszcz. Postawić się dziadkowi? Wolałem nawet o tym nie myśleć. On nie znosił krytyki, a ja i tak miałem już dość kłopotów.
– Nie mogę. Tak jak ty nie możesz spóźnić się do akademii, tak i ja nie mogę stąd uciec. Idź już - Wyjaśniłem, ściskając na pożegnanie jego dłoń. Ostatni raz spojrzałem mu w oczy, po czym ruszyłem z powrotem w głąb lasu, aby jak najszybciej wrócić do sali treningowej, w której powinienem być już od dawna.

<Sorey? C;> 

Etykiety

Archiwum