Nie dziwiły mnie jego słowa. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, jak słaby byłem psychicznie i jak łatwo można było mnie zranić. Ale czy tak naprawdę mi to przeszkadzało? Absolutnie nie, tyle razy pragnąłem, aby to wszystko wreszcie się skończyło.
- Dziękuję za zwrócenie uwagi, ale myślę, że sam sobie jakoś poradzę - Odparłem, podnosząc się z łóżka, aby zabrać ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy i zamknąć się w łazience.
Tam, w ciszy, zająłem się sobą, nasłuchując odgłosów dochodzących z drugiego pomieszczenia. Mój współlokator opuścił pokój, zostawiając mnie zupełnie samego, i dobrze. Nareszcie zniknęły te wszystkie bodźce które mnie przytłaczały, każdy hałas, każdy najdrobniejszy szmer, które tak dobrze słyszałem.
Teraz nastała cisza, a ja, skupiony wyłącznie na sobie, wyłączyłem wszystkie zmysły i doprowadziłem się do porządku, aby jakoś prezentować się przed rozpoczęciem zajęć.
Po wyjściu z łazienki czekało mnie jeszcze jedno zadanie, musiałem pościelić łóżko tak, jak nauczyła mnie kiedyś babcia. Zadowolony z wykonanej roboty, kątem oka zerknąłem na posłanie współlokatora i od razu rzuciła mi się w oczy jedna rzecz: Zdecydowanie nie potrafił dobrze ścielić. Przecież trzeba to naciągnąć, wyrównać, ładnie poprawić… a on?
No tak właśnie tak bywa, gdy bogate dzieciaki trafiają do akademika i muszą same o siebie zadbać.
Zaczynałem mu wręcz odrobinę współczuć, tu nie ma służby, ale może być mnóstwo wrogów, zwłaszcza z takim nastawieniem do innych.
A mnie? Co mnie to tak naprawdę obchodzi? Kompletnie nic.
Gotów do wyjścia, zabrałem ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyłem w stronę akademii, by choć na chwilę skupić się na czymś innym niż moja przeszłość, która niczym bumerang wracała do mnie na każdym kroku.
Na uczelni panował okropny hałas, mnóstwo rozmów, kłótni, stukot butów o posadzkę. To wszystko już od progu wywoływało we mnie irytację.
Czułem, że to będzie trudny dzień, zwłaszcza dziś, gdy nie byłem do końca wyspany.
Starałem się dziś skupić wyłącznie na tym, na czym naprawdę musiałem, nie potrzebowałem żadnych problemów.
Tylko jak tu ich unikać, gdy same lgną do mnie jak magnes?
Jakiś głupi chłopak, zdecydowanie silniejszy, postanowił wymusić coś na młodym, bezbronnym dzieciaku, który ewidentnie niczym mu się nie naraził.
A skoro stanąłem w jego obronie, wywołałem krótką, choć brutalną sprzeczkę… i tak zwróciłem na siebie uwagę.
Fantastycznie. A przecież miałem pozostać niezauważony.
Miałem kłopoty, to prawda, ale w głębi duszy czułem, że warto było się postawić. Przynajmniej pokazałem temu dupkowi, że nie ma prawa tak traktować innych..
Po spotkaniu z dyrektorem odesłano mnie do pokoju, abym „przemyślał swoje zachowanie”. Oczywiście bo to przecież ja jestem ten zły. Ja, który stanąłem w obronie słabszych, i tak zawsze ponoszę konsekwencje.
Wściekły na wychowawców, rzuciłem wszystko na łóżko, starając się zapanować nad narastającą złością.
- Musisz się uspokoić… musisz się uspokoić - Powtarzałem sobie, biorąc kilka głębokich wdechów.
Nie mogłem pozwolić, żeby mnie poniosło. Żeby moja przemiana wyrwała się spod kontroli i naraziła na niebezpieczeństwo nie tylko mnie, ale i wszystkich wokół.
Biorę z głęboki wdech postanowiłem opuścić pokój, co prawda miałem zakaz jednak czy zwracałem na to kiedykolwiek uwagę? Zawsze wychodziłem kiedy chciałem i tym razem zrobiłem tak samo aby się przejść po lasach i tak nie mogąc już dziś wrócić do szkoły.
<Daisuke? C:>